sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 2.

Rozdział 2. cz. 1

"Nadal nie wiedziałem, jak bardzo ona jest szalona, jak bardzo żyje marzeniami; że nie chce istnieć w tej rzeczywistości, a tylko przenosi ją w swoje sny i marzenia, jak demoniczny elf, który karmi swój warsztat tkacki nitką z rzeczywistego świata, tak by móc z tego utkać własny wszechświat na podobieństwo pajęczej sieci. "

Luanne Rice



Moja bezpieczna dotąd kraina rozpada się na małe kawałki.
Czerń rozlewa mi się przed oczami. Bóg chyba zechciał mojego towarzystwa, albo to ja zechciałam jego?
- To tylko strach Clara. Cii.- Czuję jego dotyk, który elektryzuje każdą najmniejszą cząstkę mojego ciała.
Nie wiem czy wciąż oddycham, nie wiem nawet czy żyje. Co się ze mną dzieje?
- Wszystko będzie dobrze tylko proszę nie zamykaj oczu.
Czuję się lekka, wchłaniana przez nicość... Czyli tak wygląda śmierć.
- Nie rób mi tego..Nic ci nie jest, słyszysz?! - Jego głos nie chce pozwolić mi odpłynąć.
Wiem że płacze, słyszę jego szloch i odgłosy świata, który jest za tą zasłoną w mojej głowie przez którą nie mogę przejść. Walczę w sobie o pewnego rodzaju kompromis, ale słyszę tylko jego słowa, które o ironio są jak kołysanka. Gdyby tylko wiedział, że mnie tym zabija....
- Ra..Rapha.. Raphael... - Jakaś siła ciągnie mnie spowrotem, chociaż moje płuca przestały swobodnie oddychać.
- Proszę pozwól mi tam pójść... - Mamrocze przez resztki świadomości.
- Nie! Clara, to nie ten czas ani dzień, na litość boską błagam wróć do mnie, przestań!

Wszystko zanika...
Rozpływa się.

Straciłam poczucie czasu, nie wiem czy minął dzień, rok, moment. Czuję się... Żywo, chyba tak bardzo się nie zestarzałam.
- Mamy ją! - Głos. Przyjemny, ale i irytujący. Gdzie jestem!? Czuję metaliczny posmak w ustach, dosyć nie miły.
- Już po wszystkim. Witamy spowrotem. - Otwieram szeroko oczy. Duża biała sala. Obok mnie grono obcych ludzi. Dyskutują na jakiś temat. Jeden mężczyzna zapisuje coś na bloku A4, po czym posyła ciepłe spojrzenie w moim kierunku. Kobieta w podeszłym wieku zaczyna podpinać cos w moją klatkę piersiową. Co do diabła?!
- C..Co pani robi!? - Odpycham kobietę od siebie zapinajac nerwowo guziki od górnej... piżamy? Jak się tutaj znalazłam? Przeciez przed chwilą... przed momentem byłam martwa... Co się dzieje?
- Proszę się uspokoić i nie utrudniać procedur! - Procedur? Jakich procedur? O czym ty do mnie mówisz kobieto?
- Proszę mnie zostawić! Ostrzegam! Pr.. Proszę mnie puścić! - Staram się wstać szarpiąc z całą tą medyczną machinerią, jednak bezskutecznie. Obraz zaczyna mi się zamazywać, a w oddali dostrzegam lekarza. Nie... Nie, tylko nie to. Błagam.
- Obiecuję, że to pomoże Ci się uspokoić Claro. Musisz tylko z nami współpracować. - Mężczyzna instruuje mnie w jaki sposób powinnam teraz oddychać. Co za idiota. Ukłucie, dwa ukłucia. Lekki dyskomfort w klatce piersiowej.
- Doctor Franks? Szukam Cl.. Clary Smith, została przywieziona do was, umm.. dziś rano.
- Tak, tak, a o co chodzi? Pan jest z rodziny?
- Gdzie ją znajdę?- Odpływam i słyszę echo. Jego głos. Z daleka widzę Raph... Boże Raphaela, podnoszę dłoń w kierunku drzwi, by zaprotestować wstać i uciec, ale bezskutecznie. Staje się coraz słabsza, moje kości wiotczeją. Nie uda mi się. Nie tym razem...

Nagle, znajduję się w starym wktoriańskim budynku, czując zapach książek starannie wyszukanych w jednym z londyńskich antykwariatów.
Encyklopedie, słowniki... Ostry zapach likieru.
To pomieszczenie wydaje mi się bliskie, znane...Ktoś otwiera drzwi.
Otwieram nagle oczy czując jakby oblano całe moje ciało wrzącą lawą.


- Oh, Clara? Muszę przyznać, że nie spodziewałem się Ciebie o tej porze. - Doktor Franks, mój psychiatra. Co ja tu robię? Potrzebuję chwili na dojście do siebie, zdecydowanie dłuższej chwili...
- J.. Jak ja się tutaj znalazłam? - Obracam się wokół własnej osi starając uporządkować fakty w głowie. Czuję jak moje całe ciało wpada w konwulsję lęku.
- Nie rozumiem? - Doktor Franks posyła mi zdezorientowane spojrzenie po czym finezyjnie odsłania rękaw zerkając na aktualną godzinę.
- Jest 19:42, a ty znajdujesz się w moim gabinecie i z pewnością to nie jest sen Claro, bo doszłaś tu o własnych nogach. - Oświadcza spokojnym tonem podchodząc do barku. Czuję się skołowana. Kolejny sen?
- Nie! - Przerywam zdecydowanie czując gorąc rozpierający mój umysł. Zamykam na moment powieki, najsilniej jak potrafię.
- Claro, usiądź proszę. - Oferuje miejsce, wskazując dłonią na fotel naprzeciwko.
- Nie rozumie pan... J.. Ja przed chwilą byłam w szpitalu! Leżałam na oddziale podpięta do respiratora! Zostałam odratowana z czegoś czego nie pamiętam! Mam spokojnie usiąść?! - Krzyczę z paniką w głosie. Mężczyzna siada na fotelu z uwagą przyglądając się mojemu zachowaniu.
- Jak się czujesz z tym faktem? - Pyta mnie popijając łyk likieru. Jak się czuję z tym faktem?! Cudownie!
- Nie czuję niczego w tej chwili.. J.. Ja zasnęłam i nagle tutaj się pojawiłam... Ale było jasno, był dzień, więc.. Jak to możliwe!?
- Cóż... Część Twojego umysłu nie uchwyciła momentu w którym zmienił się czas. Dlatego nie pamiętasz jakim sposobem się tutaj znalazłaś, ani... Co robiłaś w czasie, gdy byłaś poza nim, gdy myślałaś że to był sen.
- Czy zażywałaś jakieś substancje psychoaktywne w ostatnich 48 godzinach?
- Subst.. Co?! Nie! Nie! Nie jestem od niczego uzależniona!
- Nie wiesz tego. Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz? -
- Um.. Byłam w domu...Na Santhope St... Umm.. - Siadam na fotelu i wracam do wspomnień.
- Był ranek, był u nas jakiś mężczyzna, ojciec mojego współlokatora i... I potem się kłóciliśmy, a ja.. ja nagle mam krew na dłoniach i potem.. potem umieram i znowu żyję budząc się w szpitalu, co się ze mną dzieje?! Doktor Franks wyraźnie wygląda na zmartwionego, obserwując moje zachowanie z nad notesu, w którym szuka odpowiedzi.
- Dlaczego powiedziałaś ''mam krew na dłoniach''? -
- Proszę?
- Claro, zapytałem dlaczego powiedziałaś, że masz krew na dłoniach, mimo iż to zdarzenie miało miejsce w Twojej przeszłości, a mówisz o tym w czasie teraźniejszym.
- Um.. Nie wiem, jestem nieco skołowana...
- Dobrze. Proszę wstań. - Mężczyzna instruuje mnie spokojnym ruchem dłoni.
- Uśmiechnij się. - Co? Po co?
- Czy to konieczne? - Pytam ze zdziwieniem w głosie.
- Owszem, jeśli chcemy wykluczyć jedną z hipotez. - Czuję jego dłonie unoszące lekko mój podbródek. Usmiecham się, jak mi nakazał.
- Świetnie. - Oświadcza spokojnie po czym wraca na miejsce.
- Świetnie, co? - Pytam starając się nadążać za jego słowami.
- To nie był udar. - Odpowiada z uśmiechem.
- A gdyby był? - Pytam czując jak mój głos się łamie na samą myśl.
- Twój uśmiech byłby zniekształcony, to znaczy, że jedna połowa Twojego ciała byłaby sparaliżowana.
- Domyślam się że nie jest. - Oświadczam z lekką ironią. Doktror Franks tylko posyła mi ciepłe spojrzenie.
- Ewidentnie.
- Powiedz mi...- Przerywa w zamyśle wstając i opierając się o biurko.
- Twój przyjaciel... - Zaczyna gestykuląc dłonią. Czuję jak automatycznie wzdrygam się na siedzeniu na samo wspomnienie o Raphaelu.
- Jak długo się znacie? - Pyta z ciekawością krzyżując dłonie na piersi.
- Kilka lat, jesteśmy... jesteśmy bardzo.. bardzo blisko, jak na przyjaciół. - Odpowiadam ochryple przenosząc automatycznie wzrok na swoje dłonie.
- Dlaczego więc kłamiesz? - Jego twarz diametralnie się zmienia, spoglądając na mnie od stóp do głów.
- Słucham? - Śmieję mu się w twarz.
- Spójrz. - Powoli dotyka moich nadgarstków, które mają na sobie ślad zeszłej nocy. Obraca moją dłoń by wyczuć puls. Przełykam nerwowo ślinę, czuję się odkryta. Znalazł do mnie dostęp.
- Okłamujesz mnie teraz. Dlaczego? - Pyta przechylając głowę z ciekawości.
- Nie ufam panu, dlaczego miałabym odpowiedzieć na to pytanie? - Oświadczam gorzko i dobitnie.
- Skrzywdził Cię zeszłej nocy, czyż nie? Stąd te ślady.
- Nie. Akurat tego jestem pewna, że to był sen, pamiętam go bardzo wyraźnie, a te ślady muszą być z momentu, gdy szłam do pana.
- To nie był sen, Claro. - Przełykam nerwowo ślinę spoglądając mu prosto w oczy.
- Co masz na myśli? - Pytam czując jak wszystko się we mnie gotuje. Zaczynam drżeć.
- Twoja świadomość wypiera czas w którym dzieje się coś niebezpiecznego, okłamując cię, że to sen. Co nie znaczy, że to się NIE DZIEJE.
- Nie. Nie... To nie możliwe. - Przecież to by znaczyło, że miałam krew na dłoniach, że wtedy, tej nocy faktycznie umierałam i że Raphael...

Nie żyje.


Część drugiego rozdziału za nami, zdaję sobie sprawę, że może wydawać się nudny, a nawet wymagający koncentracji (chociaż taki był mój zamiar) jednak mam nadzieję, że rzuciłam trochę jasności na obecną sytuację, albo i nie? ;D

5 komentarzy:

  1. Ja jestem pod wrażeniem.. A możesz mi wierzyć, że jestem osobą którą ciężko czymś zaciekawić. Jestem czepliwa szczegółów ale u Ciebie nie znajduję większych błędów. Podziwiam za styl pisania bo jest naprawdę dobry. Będę miała Cię na uwadze. Pozdrawiam i zapraszam również do siebie i zachęcam do pozostawienia po sobie śladu. http://just-believe-in-me-please.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zaintrygowana. Jeśli tylko jeszcze i o sobie przypomnisz, to na pewno wpadnę, tymczasem zapraszam do mnie; www.mallory.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział podobał mi się mam nadzieję, że coś jeszcze napiszesz i zapraszam do mnie. Sadzę jednak ,że to co piszę nie jest tak dobre jak Twoje dzieło. storyoflostseul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Z błędów: z powrotem i coś jeszcze... A! Nie zastępuj słów liczbami, to nie lekcja matematyki ;D I coś jeszcze, ale tego już sobie chyba nie przypomnę...
    Musisz przeczytać zasady rządzące opisywaniem wypowiedzi i dialogów.

    To tyle z narzekania, mogę zacząć wychwalać. Opis na Katalogu zaciekawił mnie na tyle, że znalazłam się tutaj. Szybko połknęłam zawartość tego bloga.
    To rzadkość. Nie wiem, czy wykształciłam u siebie coś na kształt radaru, ale będąc przezorną nie sprawdzam połowy, a nawet więcej, gniotu umieszczanego w sieci.
    Kończę czytać i zastanawiam się, dlaczego są tylko trzy komentarze. I nieco ponad trzysta wyświetleń...?

    To... To... Nie potrafię znaleźć słów, a to rzadko mi się zdarza... Nie chcę też pisać czegoś w stylu: "Fajne, nie opuszczaj tego bloga", bo mam wrażenie, że to byłoby obraźliwe w tym przypadku.

    Większość historii jest tak nierealna, że... To się po prostu czuje. Niektórzy piszą o czymś, o czym nie mają kompletnego pojęcia i brną w świat, którego nie znają. A ty... Mam wrażenie, że główna bohaterka to ty... Że to ty to przeżyłaś i teraz zgrabnie przelewasz to słowami dla nas... Genialne, naprawdę. Jestem pod wielkim wrażeniem. Całość dopełniona trafionymi porównaniami, aczkolwiek bez zbytniej przesady.
    Pianista! Nie żadna muzyk rockowy z gitarą - kolejny dowód na oryginalność.


    Pozdrawiam ciepło


    PS Szczerze dziękuję ci, że mogłam to przeczytać i poważnie się na ciebie obrażę jeśli nigdy nic już tu nie opublikujesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Śmierć przyjdzie po każdego. Można tylko opóźnić lub przybliżyć jej proces. Lecz nikt nie pozna dokładnej daty, oprócz trybuta.
    Sam została wybrana przez własnych sąsiadów z Dystryktu Ósmego i musi stanąć do wali o swoje życie mierząc się z potężnymi przeciwnikami nie tylko na arenie Igrzysk, ale i w realnym świecie. Cały czas musi być czujna, gdyż nigdy nic nie wiadomo o zamiarach Organizatora Pierwszego Ćwierćwiecza Poskromienia.
    ,,Spodziewaj się niespodziewanego." - Jeramin Lewerto

    Serdecznie zapraszam do siebie: http://igrzyska-25.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń